czwartek, 8 grudnia 2011

nie jest najgorzej, chociaż...

Kolejne dni, kolejne kilometry za mną. Kilka treningów na bieżni elektrycznej w sali wykonałem. W ostatni wtorek (dzisiaj czwartek) w naszej siłowni "odbiłem się od drzwi". Salka była zajęta przez kogoś innego. Nie mogłem czekać na to aż bieżnia się zwolni i decyzja. Biegam na dworze!
Bardzo (w sumie nie wiem czemu) się przed tym wzbraniałem wcześniej - bo za zimno, bo mokro bo tak, bo owak...

Ale, żeby być konsekwentnym w postanowieniach, musiałem się zdecydować. Wyczytałem sporo na temat tego, jak się ubrać, co założyć - jestem gotowy - wszystko mam.
Troszkę niespodziewanie (albo spodziewanie, w końcu już grudzień) wieczorem sypnęło śniegiem i to sporo. Ubrałem się odpowiednio, termiczne getry, i krótkie spodenki 3/4, termiczna koszulka z długim rękawem, na to T-shirt i kurtka ortalionowa z delikatną podpinką. Czapka (jakąś znalazłem - nigdy nie chodziłem w czapkach...). Cienkie rękawiczki i w drogę...


Na początku było mi zimno (temperatura -1/0 stopnia) - ale podobno tak ma być. Miałem tylko problem z rozgrzewką, porozciąganiem itd - bo marzłem. Postanowiłem, ze rozgrzeje się w marszu/delikatnym truchcie. I tak było. Ktoś, gdzieś na forum pisał, że bieżnia to nie to samo co "normalne" bieganie. Bo tam bieżnia biegnie za Ciebie, a tu musisz sam pokonywać kolejne metry/kilometry. Dystansu wielkiego nie pokonałem, bo niewiele ponad 3 kilometry, w czasie 28 minut, choć jako usprawiedliwienie można dodać w ciągu tego czasu ponad 6 minutową rozmowę z moim prezesem (taka praca, ze dzwonienie po 21.00 to norma...:( ). Kilometrażowo słabo - ale wzrokowo jak dla mnie SUPER, byłem zaskoczony, ze odległość którą wybiegłem - zrobiłem praktycznie bez wielkiego wysiłku. Jeszcze trzy tygodnie temu raczej nie do pomyślenia!

Jedyny problem jaki miałem to nawierzchnia, bardzo śliskie chodniki, ulica, trawnik (nie potrzebne skreślić). 1/3 dystansu to walka o to, aby dobrze stanąć, nie poślizgnąć się, nie przewrócić.
Nie wiem, tak naprawdę jaki jest na to pomysł, chyba nie ma - bo przecież ciężko będzie się biegało w "taperach" bądź innych antypoślizgowcach.
Tak czy owak, dzisiaj czwartek czyli kolejna porcja kilometrów. Dołożę troszkę trasy i nie będę odbierał telefonów. A śniegu dosypało wczoraj jeszcze więcej...co z tego wyjdzie...zobaczymy:)

pozdrawiam
przyszły maratończyk:)

3 komentarze:

  1. Witam
    Znalazłem Twój post na bieganie.pl. Chyba mamy podobne plany. Fajny blog będę Ci kibicował i jestem pewien, że dasz radę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj,
    Dziękuje bardzo za odwiedziny i ciepłe słowa!
    Tobie też życzę powodzenia i wytrwałości, co szczególnie teraz, w zimie jest baaaardzo ważne.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj
    W Twoim drugim wpisie czytam o fajeczkach. Ja rzuciłem 22 dni temu i właśnie dlatego pomysł na bieganie. Bardzo pomógł mi w tym serwis http://www.nalogow.com. Pozdrawiam i rzuć te fajki :)będzie Ci się lepiej żyło.

    OdpowiedzUsuń